Pewnie znajdzie się kilku takich twardzieli. Ba! może nawet wytrzymają oni w swoich zamierzeniach do końca stycznia, a może nawet i do lutego… A reszta (czyt. my)? Bolesna prawda jest taka, że niewielu z nas po pierwszym tygodniu stycznia o noworocznych postanowieniach jeszcze pamięta. W jakiś niewytłumaczalny bliżej sposób uciekają nam one z głowy jak bąbelki z sylwestrowego szampana.
Co się zatem niedobrego dzieje z motywacją, która napędzała nas całkiem niedawno do tworzenia całkiem ambitnej listy z postanowieniami? No i gdzie się podział cały nasz zapał? Kartka z listą postanowień około noworocznych gdzieś się jakoś dziwnie zapodziała. Krytyk wewnętrzny atakuje, zapodając teksty w stylu „A po co ci to“, „A nie mówiłem i tak niczego nie zmienisz“ …
Pogoda też nie dopisuje. A tekst z piosenki Turnaua w sam raz odzwierciedla panoszącą się wokół aurę
tutaj sroga zima
mróz mocno trzyma
siły człowiek ni ma
mrugać oczyma
I tak jak nigdy! Całkiem nowa ja! No i co teraz z tym zrobić? Najlepiej by było popaść w stan hibernacji i obudzić się około maja. Problem jest taki, że zrobić tego nie możemy. No a poza tym bez sensu jest czekać teraz cały rok na kolejny nowy rok, żeby poczuć cudowną magię pchającą nas do zmian. Zatem pozostaje nam sobie tkwić w nicnierobieniu i czekaniu, albo w zmobilizowaniu się jednak do zmian. Tylko co zrobić i jak to zrobić, żeby coś jednak zmienić? Potrzebny jest sprytny plan.
Muszę ci się przyznać, że moja osoba należy do tych, które spisują postanowienia noworoczne. I to nie tak na chybcika. Co to, to nie! Ja zawsze spisuję konkretne cele. W skład których wchodzą oczywiście klasyki typu, że będę ćwiczyć, że schudnę, że przeczytam 52 książki, że podszkolę angielski, że zacznę się uczyć następnego języka obcego… Moja osoba nawet do tej listy zagląda w ciągu roku i stara się odhaczać to i owo. I powiem ci, że nawet mi się to czasem udaje.
Problem jest tylko taki, że od lat zauważam powtarzające się spadki mocy w systematycznością i efektywności. A to powoduje, że z tego co sobie założyłam do zrobienia na początku roku, średnio udaje mi się osiągnąć jakieś 50% celów. Niby to nie jest mało, ale d… nie urywa.
Ale UWAGA, w ubiegłym roku odkryłam coś absolutnie revelation!
Właściwie to są moje dwa odkrycia, ale dziś chcę się z Wami podzielić jednym z nich. A w niedługiej przyszłości drugim.
Ta pierwsza rewelacja to planowanie w systemie 12-tygodniowym, a nie rocznym.
O zamianie planowania rocznego na trzymiesięczne przeczytałam w książce autorstwa Briana Morana i Michaela Lenningtona zatytułowanej „12-tygodniowy rok. Osiągnij w 12 tygodni więcej niż inni w 12 miesięcy“.
Sprawę przetestowałam latem ubiegłego roku. Zdumiewająco pozytywne efekty tak mnie zaskoczyły, że postanowiłam ten, jeszcze pachnący nowością i tajemnicą, nowy rok zaplanować właśnie w systemie rok w 12 tygodni. Oczywiście wszystkich serdecznie zapraszam do przeczytania książki. Choć może jest ona napisana w dość mocno amerykańskim stylu, co w mojej osobistej ocenie czasem wnerwia, to jednak jest pozycją niezwykle pomocną w planowaniu na krótki, średni i długi dystans.
Z listy rzeczy, którymi chcę się zająć w tym roku wybieram TYLKO TRZY, i to takie, które mnie najbardziej kręcą, na które jestem największy napał, albo takie, które są do zrobienia na już.
Reszta rzeczy spokojnie sobie czeka swój czas, czyli na kolejny kwartał. Wtedy przeprowadzę sama z sobą burzę mózgów, kolejną selekcję i zajmę się następną, palącą trójką.
Jeśli mam bardzo jasno ustalone cele i jest ich tylko trzy, to unikam niepotrzebnego rozproszenia. Kurs na cel został przecież już obrany.
Robię tylko jedną rzecz w danej chwili. Rozpisałam co mam robić każdego dnia i tygodnia, a co za tym idzie działam systematycznie, efektywnie i mam pod kontrolą wewnętrznego krytyka. W chwilach spadku mocy zerkam w mój 12-tygodniowy rok i po prostu robię, to co mam w danym momencie zaplanowane.
Dwanaście tygodni jest z jednej strony odcinkiem czasu na tyle długim, aby zobaczyć i osiągnąć bardzo konkretne efekt. A z drugiej strony na tyle krótkim, że jeśli wybrany cel okaże się mało ekscytujący, nie będziemy mieli odczucia zmarnowanej energii i czasu, bo poświęcamy jednej rzeczy tylko 3 miesiące.
Cele muszą być interesujące, realne, ekscytujące, wpisujące się w działania długoterminowe, do zrobienia na już, etc. To musi być coś co nas wyrywa z butów, albo jest pieklącą koniecznością. Szkoda życia na zajmowanie się niepotrzebnymi duperelami.
Działanie im prostsze i szczegółowiej określone, tym lepsze. Koniecznie jest jasno sprecyzowane, co, jak i kiedy jest do zrobienia.
Przekonaj się czy u Ciebie zadziała 12-tygodniowe planowanie. Nic nie tracisz, a zyskać możesz sporo. Poniżej możesz pobrać przygotowany przeze mnie planner, który pomoże Ci zaplanować najbliższe dwanaście tygodni.
12-tygodniowy plan -pdf do pobrania
[…] części powyższych zadań wg. sprytnego planowania, o którym pisze Magda na swojej stronie inkubator […]
ja właśnie startuje z kolejnym rokiem w 12-tygodni. Tym razem nie będę w moich poczynaniach sama. Razem z Anią wskakujemy do roku w 12-tygodni razem. Będziemy się wspierać i pomagać w osiągnięciu jak najlepszych rezultatów. Polecam każdemu poszukanie osoby lub grupy wspierającej.