I to chyba był jedyny moment w moim życiu, kiedy robiłam zaprogramowane przerwy. Bo temat przerw podczas pracy wcale nie jest “oczywistą oczywistością”.
Muszę się przyznać, że nigdy nie przykładałam dużej wagi do robienia sobie krótkich odpoczynków podczas pracy. Wydawało mi się to ogromną stratą czasu i wybijaniem się z rytmu zajęć. Czasem nawet czas na obiad zamieniałam na jedzenie kanapki przed komputerem, bo miałam akurat coś niezwykle ważnego do zrobienia.
Od naprawdę bardzo niedawna zaczęłam zdawać sobie sprawę jakie to było błędne myślenie. I w końcu trafiło do mojego łba, że brak czasu na odpoczynek wielokrotnie przyczyniał się do mojego wyczerpania fizycznego i psychicznego. Mam tendencję do pracoholizmu i wyszukiwania sobie cały czas jakiegoś zajęcia.
Wyrosłam w kulturze ciągłego bycia zajętym. Moja babcia, moja mama, mój tata, wszystkie bliskie mi osoby cały czas coś robiły. Cały czas były czymś zajęte. Nicnierobienie było u mnie w domu od zawsze synonimem lenistwa. Leń i próżniak to najgorsze określeniem, bo w życiu niczego nie osiągnie. Leń rowy kopać będzie. Kto jest z mojego pokolenia, wie co mam na myśli 🙂
Czas na przerwę w polskiej szkole to 10 minut. Przerwa obiadowa trwa trochę dłużej. Przynajmniej tak było jak ja chodziłam do szkoły. Nie ukrywam, było to dość dawno temu.
W szkole mojego dziecka nie ma dzwonków. Na ścianie wisi ogromny zegar i pani decyduje kiedy robi przerwę. Przypuszczam, ze duży wpływ na jej decyzje ma stopień rozbrykania czterolatków.
Ośmiogodzinna dniówka w Hiszpanii ma przyzwolenie na 20 minutowa przerwę. W czasie, której często się wychodzi na kawę i kanapkę do pobliskiego baru.
Pracując z domu wcale nie jest łatwo ustalić czas na przerwy. Wręcz jest to strata czasu, bo przecież jest tyle do zrobienia.
Do tego wszystkiego chce się robić kilka rzeczy na raz.
Pierwszy krok jaki zrobiłam to zaczęłam zapisywać czas na odpoczynek. Wiem, że to brzmi komicznie, ale tak właśnie zrobiłam. Zaczęłam uwzględniać wypoczynek jaki element planu działania. Czas na regenerację i odpoczynek nie jest czasem straconym. Dobrze się trochę polenić. Dobrze jest też mieć hobby (o tym pisałam wcześniej).
Drugi krok jaki poczyniłam to zainstalowałem aplikację pomodoro. Do techniki pomodoro miałam kilka podejść. Raczej średnich. Ale w końcu udało mi się zrozumieć o co w niej chodzi i stwierdziłam, że jest ona niezwykle użyteczna. Aplikacja na telefonie, która jest dla mnie prosta i łatwa w użyciu to Clockwork Tomato. (Korzystam z wersji bezpłatnej.)
W technice pomodoro chodzi o maksymalne skoncentrowanie się tylko na jednej rzeczy przez wybrany okres czasu.
Jak to wygląda w praktyce? Wybieram nad czym będę pracować przez najbliższy odcinek czasu. Włączam zegar w aplikacji, który (w wersji standardowej) da mi znać po 25 minutach, że mam zrobić sobie 5 minutową przerwę. Po przerwie rozpoczynam kolejny cykl: 25 minut pracy, 5 minut przerwy. Po takich czterech intensywnych cyklach przychodzi czas na dłuższą, 15 minutową przerwę.
Co robię w ciągu tych pięciu minut? Najczęściej jedną lub dwie z poniższych rzeczy.
Otwieram okno. Rozciągam się. Lecę zobaczyć jak wygląda psychika mojego męża pilnującego dwójki dzieciaków. Robię kawę. Przeglądam jakiś magazyn. Idę na balkon. Zerkam na moje postępy w szydełkowaniu. Puszczam jakąś fajną piosenkę. Porządkuję biurko.
Oto moje początki tworzenia miejsca na przerwę w moim życiu. Idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Ale w końcu mam świadomość, że przerwa jest niezwykle ważna dla mojego zdrowego funkcjonowania.
Jeśli chodzi o skupienie się na jednej rzeczy to uwielbiam aplikacje Forest: stay focused, wiem że można przyczynić się do posadzenia prawdziwych drzew, ale nie wiem jak to dokładnie działa 😀
Te aplikacje z sadzaniem drzew są super. Ja używam Forest. Zorganizowałam wyzwanie w domu, kto zasadzi więcej drzew 🙂 W ten sposób zmuszam „coniektórych” do odłożenie komórki na dłuższą chwilę 🙂