Skąd czerpiesz pomysły na tworzenie wymagających list z wymuszaczami w roli głównej?
Z social mediów? …bo na Facebooku coś takiego widziałam… Z telewizji? …bo wszyscy o tym mówią, bo to modne…
Potem sama sobie wmawiasz, że tak właśnie trzeba, że koniecznie musisz zrobić to, tamto, siamto, żeby być piękna, mądra i zdrowa. Tylko, że kolejnym etapem jest odkładanie tych “musów” na później i obwinianie się o lenistwo, brak motywacji i prokrastynację*.
Kiedy nie mówiłaś sobie: muszę iść poskakać w gumę, albo muszę iść się spotkać z koleżanką na trzepaku.
Kiedy to “muszę” wtargnęło do naszej świadomości i nas omotało? I czy można coś z nim zrobić?
Bardzo ciekawym sposobem na uwolnienie się od “muszę…” jest wprowadzenie się w stan gotowości.
O co w tym chodzi?
Gotowość oznacza zdecydowanie się na coś. Gotowość to także stan należytego przygotowania się do czegoś.
„Początkiem WSZYSTKIEGO jest właśnie gotowość”
Zatem jeśli ja, powiem samej sobie: “jestem gotowa na to, żeby schudnąć i lepiej się poczuć we własnym ciele”, to brzmi to o niebo lepiej niż “muszę w końcu schudnąć”.
To malutkie słowo “muszę” ma ogromnie negatywną moc. Od samego początku budzi w nas opór i sprawią, że jest nam pod górkę.
Natomiast deklaracja “jestem gotowa”, wprowadza nas w stan zaangażowania. Możemy to niemal poczuć fizycznie. Gdy ja myślę “jestem gotowa”, to od razu czuję podniecenie nowości. Widzę samą siebie z plecakiem, mapą i kompasem w ręce.
Gotowość pozwala na zdrowe zaangażowanie. Zakasanie rękawów i wypowiedzenie na głos samej sobie:
Może też się zdarzyć, że na coś nie jesteś gotowa. Może to nie ten czas, nie to miejsce. Możesz przecież nie być gotowa na codzienne wstawanie o świcie i ćwiczenie jogi. I nic w tym nie jest złego. Przecież to, Ty decydujesz, w którą stronę pragniesz podążyć.
Czasem ogromnej mocy nabiera zadeklarowanie:
Zastanów się jak odpowiesz na pytanie: Czy jestem gotowa na siedzenie przed telewizorem po kilka godzin dziennie? Czy jestem gotowa na zalewanie się rumieńcem wstydu, gdy ktoś się zwraca do mnie po angielsku, bo nic nie rozumiem? Czy jestem gotowa na obżeranie się śmieciowym jedzeniem, a w konsekwencji do rozchwiania metabolizmu?
Takie szczere wyrażenie gotowości (lub też jej braku) przed samą sobą jest bardzo uwalniające i oczyszczające z niepotrzebnych “wymuszaczy”.
Powiedz sama sobie na co jesteś gotowa, a no co nie i poczuj dreszczyk emocji rozpoczynającej się podróży.